A jaki jest
mój jesienny musthef? – zapytałem sam siebie patrząc na reklamę trenczu. Sam
nie wiem. Może po prostu zdrowo rosnąć, wysypiać się i nie załamywać? Może po
prostu moim musthefem jest „końskie zdrowie” w ludzkim ciele, jeśli już nie
końskie, to chociaż takie kucowate? Bardzo możliwe, że tak właśnie jest.
Proste, ale nie do końca łatwe, bo przecież zdrowia nie kupisz, a jak nie masz
pieniędzy, to już w ogóle, a nawet jak masz pieniądze, to nie wszystko się da
wyleczyć, zaplombować, wyciąć i żeby po wycięciu nadal było, jak przed… Zatem:
ze zdrowiem w pewnym wieku – a właśnie w takim jestem - różnie może być i nie
na wszystko człowiek ma wpływ. Nawet człowiek wpływowy.
Zanim
nadeszła ta jesień, myślałem, że moim musthefem będzie oglądanie MŚ w piłce
siatkowej… Niestety… Okoliczności, Filantrop, TVP, nie dały mi tej radości w
ramach standardowego poczucia, że jako Polak będę mógł pooglądać reprezentację
Polski. Trzeba ekstra zapłacić, trzeba być uber Polakiem i wpłacić pieniądze.
Szkoda. Transmisji słucham w radio. Może powinienem słuchać przy świeczce, może
w trakcie dobrze byłoby robić na drutach i wskrzesić retro klimat, kiedy (podobno)
nikt nie pędził, czas, kiedy jeszcze był czas, a nie ciągły jego brak? Z
drugiej strony – dzisiaj mecz z reprezentacją Rosji, jak tu robić na drutach?..
Polscy kibice będą tam „gotować piekło” ruskim, będzie wojna, najbardziej
zaangażowani, żeby nie pozostawić nikomu złudzeń i udowodnić swoje oddanie dla
biało-czerwonych, zapadną na białaczkę, żeby ich krew też była w odpowiednich
barwach, a ja tu z wełną, owinięty pledem, przy świeczuszce i okularach
zsuniętych na czubek nosa…. Nie, to się chyba nie uda.
Ostatecznie
nie wiem jaki jest mój jesienny musthef. Pławię się w niewiedzy i cieszę, że
pogoda sprzyja. Nawet jeśli nie ma grzybów. Trudno. Będę chodził po lesie z
pustym koszykiem i sama ta możliwość chodzenia właściwie mi wystarczy.