Kiedy masię w tej masie czasu,
już tylko 2/3 urlopu przed sobą, a w tej jednej minionej trzeci i tak się co-nie-co
pracowało, a teraz się ten i ów urlop – i owszem – okolicznościowo przerywa, by
w pracy nie tylko filozoficznie, ale i fizycznie bywać, to ja nie wiem…
Składniowo się człowiek wtedy nie poczuwa, Mrożek mu w międzyczasie umiera, niezapowiadane
deszcze nadciągają i ni Kret, ni ten drugi z tefałenu nie wiedzą skąd, więc
ogólnie letka bryndza jest, ale! Nie poddamy się, nie ulegniemy, plan jest
taki, że wypoczynek, rekreację nadal uprawiać się będzie i się uda: głęboko
odetchnąć, wyluzować, zresetować, nabrać przekonania, co do tego, że świat
cały, to może nie, ale my tutaj, lokalnie, to tak, w dobrym idziemy kierunku i
obrana przez nas droga ma sens, prowadzi do Kądś i tam będzie dobrze.
Póki co zaś, nigdzie
niepublikowane i do tego stopnia niedostępne, że niemal nie wykonane zdjęcia z
wakacji, zupełnie przedpremierowo, przedprezydentowo, przedpapiesko nawet bym
powiedział, ale nie powiem, bo jednak papież, to papież. Nawet laicy nie
szargają pewnych świętobliwości. Zwłaszcza zaś nie czynią tego, gdy odbyli w czasie
urlopu spacer śladami drogi krzyżowej, poniżej załączam dowód.
A to ja jestem. Nigdy nie
twierdziłem, że potrafię lewitować, ale zawsze było to tajemnicą poliwyszynku.
Tu zaś moja małżonka, z naszym
pacholęciem. Jak widać jednoznacznie idą tunelem w stronę światła, wiadomo, że
na wakacje - chcąc prawdziwie wyjechać - nie jeździ się na jakieś zadupia, tylko
odwiedza się miejsca nieco bardziej wyszukane niźli (tu miały paść nazwy
miejsc, ale nie chcę obrażać między innymi Tych biednych ludzi i miejsc, naprawdę
nie zależy mi na tym). No, po prostu byliśmy gdzieś dalej, ale wróciliśmy i
mamy zdjęcia, acha i nie pytajcie mnie o biuro podróży, które wozi w te rejony,
to nie jest takie proste. Szliśmy w stronę światła, zrobiliśmy focię i
wróciliśmy, było tak, że łał!
To półka sklepowa… Niby napis
pod jednym z produktów głosi „bierz w ciemno”, ale ja bym tam nie ryzykował.
Półka w sklepie we wiosze turystycznej może przenieść cię dalej niźli
najbardziej tajemnicze z biur podróży. Wystarczy walnąć się o jedną flaszkę… I wtedy poznasz różnicę.
A potem płynęliśmy po wodzie i
było zielono, tak zielono, że "zielono mi", to mało powiedziane.
Dobranoc. To tyle.